czwartek, 26 listopada 2009

Trochę spokoju

To doznanie jest nadzwyczaj ciekawe.


***


Myślę, że mógłbym tu żyć.

Tu, w Azji Mniejszej. Kolebce parunastu cywilizacji i setek kultur, które stworzyły chyba najbardziej wybuchową dostępna genetycznie mieszankę ludzi.

Tu, w Turcji, którą od blisko czterech miesięcy zjeżdżam od góry do dołu.

Tu, w Afyon, gdzie mieszka 170 tysięcy ludzi, a piwa możesz napić się w trzech miejscach: knajpie w centrum, gdzie zagęszczenie ludzi wynosi ok. 30/metr kwadratowy' disco/barze, do którego nawet nie wiem jak się dostać, lecz się tam raz dostałem. I gdzie szocik wódki kosztuje 10 lir (=20 PLN); burdelu. Całkiem niedaleko. Ode mnie, w sensie. 

I czuję się jak... w domu. U siebie. Na swoim. Nie ma w tym niczego racjonalnego. Nie mam dla tego żadnego uzasadnienia. To przeczucie, nie uczucie.

Wiem, że pod koniec stycznia lub na początku lutego ląduję z powrotem w Polsce. Trochę głupia proporcja, nie? 2/3 czasu spędzone na dostosowywania się i akceptacji dla 1/3 pobytu. Z czego 1/3 tego pozostałego to czas obecny, który przeminie ot tak, jak do tej pory. Następna 1/3 będzie samotna, bo zostaję w Turcji na Swięta. Ostatnia tercja to wkuwanie do egzaminów, ich pisanie, zdawanie i spadanie stąd jak najdalej się da.

I wciąż potrafiłbym żyć w takim... przewidywalnym miejscu.

Może dlatego je lubię? Bo jest przewidywalne? Proste?

Mój pobyt tutaj się zakończył. Teraz zacznie się wegetacja. Bo zgłębiłem już to miejsce. Nic więcej nowego się o nim nie nauczę. Nie ma tu niczego co mnie interesuje. A przynajmniej tego, co by naprawdę mnie interesowało.


***


Przez ostatnie blisko osiem miesięcy własnie nad tym się zastanawiałem - co naprawdę kręci mój mózg? Czego tak naprawdę poszukuję? Co chcę osiągnąć? Co chcę zrobić potem? Dlaczego to, a nie coś innego? Dlaczego właśnie nie coś innego? Dlaczego ja miałbym to robić?

Opcji było wiele. Najbardziej obiecująco zapowiadały się te związane z językiem. Czy jest coś w języku danej kultury, co sprawia, że staje się ona wyjątkowa? Czy używany język determinuje to, kim jest człowiek? Czy gdyby komuś "zamienić" języki, to czy wpłynełoby to w jakimś stopniu na to kim jest? Czy jest to narzędzie, które umożliwiło uformowanie kultury, czy też jest tak jak się obecnie uważa - że to kultura ukształtowała używany język? Co więc ukształtowało kulturę?

Ciekawie równiez zapowiadało się przekształcenie w kierunku bardziej biologicznym po znalezieniu pytania "A co jeśli tzw. reakcja obronna człowieka na zamarzanie tj. odpompowanie krwi z kończyn wyłącznie do torsu, okazałaby się po prostu szczątkiem kodu genetycznego, odpowiedzialnego za hibernację, tak jak pozostałością jest kość ogonowa?". Ot tak, kiedyś brałem prysznic i mi wpadło to do głowy.

Albo odkryć w którym punkcie w przyszłości nastąpi moment, w którym wszystko pierdolnie, a trzeciej wojny nie będzie tylko dlatego, że nie będzie miał kto o niej pamiętać?

Może jednak naprawdę kręci mnie rozgryzanie każdego człowieka? Tego, co go kształtowało, tworzy i zdeterminuje (albo i nie) kim będzie. Czy jest jakiś sposób na przewidzenie tego? Równanie, wzór, reguła, algorytm, inny mądry matematyczny termin, bo nie znam innych? Jak można poznać człowieka? Jak w 5- nie, w minutę dotrzeć do tych zakamarków jego umysłu, które są dla nas najbardziej użyteczne, bez potrzeby używania typowych środków współczesnej perswazji - rozmowy, łapówek, szantażu, manipulacji, negocjacji, umowy itd.

Chyba jestem blisko znalezienie tej odpowiedzi. A właściwie pytania. Jest dużo związku z czasem, efektywnością, kontrolą. Jest dużo biologii. Jeszcze więcej psychologii. Poznanie inżynierii, może. Zgłębianie kultur, zachowań, dogmatów religii, determinantów zachowań. I cholera wie jeszcze co.

Ale nie wiem co to jest. Nie jest to coś, co sprzedam, ale coś, co da mi cel do zrealizowania. To jest pytanie do zadania. Odkrycie czekające na odkrycie. Jestem na krawędzi odnalezienia tego pytania. Pytania, które zmieni naprawdę dużo.  Coś, co sprawi, że będę mógł wykorzystać ten talent który mam - rozumienie w mig jak działają różne rzeczy, zjawiska, obiekty żywe i martwe na tym świecie, kompletnie ze sobą niepowiązane. Bo skoro ja je rozumiem, i tworzę między nimi sieć zależności, to musi istnieć jakiś związek pomiędzy nimi? Nie chodzi mi tu o jakiś bogu ducha winny gremializm. Ale o... odnalezieniu sensu wszystkiego.

Tylko jakie u diabła pytanie trzeba zadać, aby wszystko zrozumieć?


***


Pobyt tutaj dużo mi naświetlił. Może potrzebowałem tego kraju, może nie. Może to przypadek, może przeznaczenie, że tu jestem, bo decyzja o przyjeździe do Turcji to czy uwierzysz czy nie, to naprawdę był pomysł oparty na przeczuciu po tym, jak zobaczyłem ją na liście. 

Na pewno potrzebowałem odmiany. Widzę, że nowe środowiska szybko mi się nudzą. Tak, Turcja mi się znudziła. Łatwo rozłożyłem ją na części pierwsze, zrozumiałe tylko dla mnie. Teraz ich raczej nie opiszę. Kto wie, czy mi się to kiedykolwiek uda, bo jak powiedział kiedyś na wykładzie dr Olędzki "Są dwa rodzaje naukowców: ci, którzy odkrywają i ci, którzy nauczają. Pierwsi nie potrafią tego co drudzy, drudzy nigdy nie osiągną tego co pierwsi". 

Wierzę, że mam przed sobą dużo pracy. Dopiero potem myślę, że mam do zrobienia coś ważnego. Możliwe, że nie uda się nikomu tego zrozumieć, ale co mnie to. Trzeba czegoś w życiu poszukiwać. Jeżeli czujesz się zaspokojony, to jaki jest sens dalszego życia?

Mój mózg domaga się bardzo ambitnej stymulacji, więc muszę mu takową zapewnić. Dobrze mi z tą wizją tego, co przede mną. Trochę jednak czasu minie zanim zaznam trochę spokoju.

2 komentarze:

  1. Toż to prawie jak strumień świadomości u Joyce'a!Ale musiałeś napierdzielać w klawiaturę, aby ręce nadążyły za mózgiem, ho, ho:)
    Mama Ela

    OdpowiedzUsuń
  2. Imperatyw kategoryczny Kanta, który jest tylko apriorycznym dodatkiem do transcendentalnej rzeczywistości to przy tym pikuś... :P kreciamama

    OdpowiedzUsuń