niedziela, 15 listopada 2009

Epitafium dla Kabanosa

... i Pamflet na Kanalie.

***

Jest 11.11.2009. Polskie swieto narodowe, czyli moje imieniny. Z tejze jakze rzadkiej w Turcji okazji, pozwolilem sobie na drobna imprezke integracyjna dla wszystkich Erasmusow + paru Turkow, wszystko przy tureckim alkoholu narodowym tj. wodce İstanblue, winku 'Bir adana, bir bedava!' ('Jedno kupujesz, jedno gratis!') i piwie Efes.
Nie myslalem o niczym innym jak jedynie o celebracji naszego swieta narodowego. Jakie wiec bylo moje zdziwienie, kiedy czesc Polakow, Slowacy, Litwini i Emre*, wchodzac do domu, wreczyli mi prezent.
-No jak toto? Co ja mam sie z tym przespac, czy od razu pod respirator lepiej podlaczyc?
-Bir adana, bir bedava!
-Ke?
-No trzymaj i nie malkontentuj.
-Dobra, jak se chcecie.
Pare minut pozniej, zazyczyli sobie publicznego rozpakowania prezentu.
Dziwny papier mieli. Taki jakby plastikiem podklejony. Rozowy. Z kokarda z tego papieru ulozona. Wlasciwie nie tyle kokarda, co bardziej taki wachlarz, o. Wymaga troche wiecej sprytu, ktory na szczescie w stosownym momencie posiadalem.
Otwieram paczuszke. W niej pudlo. W pudle scisnki gazet.
No i kaza szukac w tych gazetach. Posrod cytryny, tampona, fajki, kasztana, prezerwatyw, manadarynki, zelkow, chusteczek, Alca Seltzera**, szklanych serduszek i suchej bulki znalazl sie... kabanos.
Zywiecki. Krakow wyprodukowal.
Ten zapach...
Ale nie. Odlozylem go sobie na sniadanko. Tlusciutki, bedzie jak znalazl. Wrocilem do zabawy.

Rano wstaje, pelen szczescia ide do kuchni przyszykowac sie nalezycie do pierwszej od trzech miesiecy swinki przerobionej na kabanoska. Przygotowalem wiec talerz. Nastawilem wode na herbatke. Chlebek pokroilem i maselkiem posmarowalem. Nastepnie herbate zaparzylem. Poslodzilem.
Ide do pokoju. stawiam na stoliku talerz. Kubek tez. Podchodze do pudelka. Szukam kabanosa.
Szukam. Szukam. I znajduje. Puste opakowanie.
Nadal szukam. Wywalam wszystko na ziemie. Moze sie wyslizgnal? Znowu cytryna, suchy chleb, prezerwatywy, tampony i kasztan. A kabanosa ani sladu.
Do dzisiaj nie wiem kto mi go zjadl.
A naprawde chcialem go sobie zjesc.
Czy nawet w Turcji nie moge w spokoju zostawic swoich rzeczy we wlasnym pokoju na wierchu, zeby za moment nie zniknely?
Nie, nie znalazl sie. A szkoda.

PS Jakiekolwiek pogloski o tym, ze kabanos byl produktem zbozowym, spotkaja sie z moim niewymownym uniesieniem, Maju ;).




* Mniejszosc turecka tegoz zgromadzenia.
** Zwal jak zwal, nie pomogl z rana.

1 komentarz:

  1. Nie odkładaj na jutro tego, co masz zrobić dziś:) po raz kolejny przekonałeś się, że świat jest pełen właścicieli pazernych żołądków i mamusia dawno temu już mówiła: bierz jak dają!a poza tym: chroń prywatność i własność
    mamusia

    OdpowiedzUsuń