niedziela, 29 listopada 2009

Qurban

Taki opłatek turecki. Tylko, że z krowy.


***


Kiedy przyjdzie 10 dzień miesiąca Dhul Hijja, na Ibrahima pamiątkę postąpisz tako, jako przykazano. Inaczej uczynisz - luz, bracie. Wtedy jednak radzimy poczynić sobie rezerwację w piekle, niewierny!

Albowiem weźmisz czarnom, białom, czarno-biołom, brązowom, bądź jakąkolwiek stworzoną z genetycznego tygla mućkem, czy jej się to podoba czy nie. Lepiej prosić o przebaczenie niż o pozwoleństwo, więc bierzesz ją. Siłą. W sensie, nie siłą ją weźmiesz... po prostu, miej ją pod jedną z rąk swoich.

W drugą rękem nóż weźmisz. Mućkem zarżniesz, jako Ibrahim chciał syna swego w Boskie imię zarżnąć. Tyle, że krówce nikt nie przyjdzie z owcą na zastępstwo.

Krowę podzielisz na trzy części. W miarę równe. Mierzyć, ważyć, celować czy też strzelać możesz przy pomiarze. Ślepota, zez czy schizofrenia - nic cię wytłumaczyć nie może, bowiem świetym twym obowiązkiem jest pokroić mućkem na części trzy.

Część pierwszą zostaw sobie. Logiczne, nie?

Częśc drugą oddaj swej rodzinie, coby się nie czepiali; sąsiadom, coby się nie czepiali; przyjaciołom najbliższym, bo przyjaciel zasługuje na trochę wdzięczności raz do roku.

Część trzecią daj biednym, bezdomnym, chorym i studentom. Im też się należy coś od życia.

Krowem jeść będziesz do 13 dnia miesiąca Dhul Hijja. Jak krowam się skończym, to idź se po czipsym, żarłoku. 10 dnia miesiąca Dhul Hijja co prawda sklepów może nie znajdziesz czynnych, ale później powinno być lepiej.


***


Piszę głównie dlatego, że trochę mięsa dostaliśmy :). Fajny gulasz z niego wyszedł.

Na poważnie jednak, to naprawdę piękna tradycja. Trochę ewoluowała z czasem, bo spotkałem się również z inną wersją tego trzeciego kawałka. Zamiast szukać jakichś biedaków czy innych studentów, to po prostu Turcy wpłacają +/- tyle, ile by była warte tyle mięsa na konta organizacji charytatywnych. Oczywiście, nie wierzę, że wpłacają tyle, ile jest warte np. 100 kg wołowiny, bo to naprawdę niezła fortunka, szczególnie w Turcji.

W Polsce przy dobrych wiatrach w przeciętnym spożywczaku ile byśmy zapłacili za kilo wołowiny, hm? Zwykłe gulaszowe mięso może 10-12, rarytasowy antrykot 35 i wzwyż. Tutaj byle mięsiwo to 40 złotych, antrykot zaczyna się od 100 złotych za kilogram. Pomnóżcie sobie teraz przez 100-150 kilo, bo tyle chyba 1/3 krowy ważyć będzie, nie? A średnia miesięczna pensja jest tutaj prawie taka sama jak w Polsce po przeliczeniu na złotówki.

Dla mnie ta tradycja jawi się właśnie jak taki nasz opłatek. Wczoraj odwiedził nas właściciel mieszkania. Przyszedł z dwoma siostrami, które przyjechały do niego ze Stambułu. Siostra powiedziała "I am schwester of Ahmet*. We bring you some gift. Turkish meat. Bon apetit. Ciao!".

Jak tu nie kochać tych ludzi :)?




*Tak, jeden z tych Ahmetów ;).

czwartek, 26 listopada 2009

Trochę spokoju

To doznanie jest nadzwyczaj ciekawe.


***


Myślę, że mógłbym tu żyć.

Tu, w Azji Mniejszej. Kolebce parunastu cywilizacji i setek kultur, które stworzyły chyba najbardziej wybuchową dostępna genetycznie mieszankę ludzi.

Tu, w Turcji, którą od blisko czterech miesięcy zjeżdżam od góry do dołu.

Tu, w Afyon, gdzie mieszka 170 tysięcy ludzi, a piwa możesz napić się w trzech miejscach: knajpie w centrum, gdzie zagęszczenie ludzi wynosi ok. 30/metr kwadratowy' disco/barze, do którego nawet nie wiem jak się dostać, lecz się tam raz dostałem. I gdzie szocik wódki kosztuje 10 lir (=20 PLN); burdelu. Całkiem niedaleko. Ode mnie, w sensie. 

I czuję się jak... w domu. U siebie. Na swoim. Nie ma w tym niczego racjonalnego. Nie mam dla tego żadnego uzasadnienia. To przeczucie, nie uczucie.

Wiem, że pod koniec stycznia lub na początku lutego ląduję z powrotem w Polsce. Trochę głupia proporcja, nie? 2/3 czasu spędzone na dostosowywania się i akceptacji dla 1/3 pobytu. Z czego 1/3 tego pozostałego to czas obecny, który przeminie ot tak, jak do tej pory. Następna 1/3 będzie samotna, bo zostaję w Turcji na Swięta. Ostatnia tercja to wkuwanie do egzaminów, ich pisanie, zdawanie i spadanie stąd jak najdalej się da.

I wciąż potrafiłbym żyć w takim... przewidywalnym miejscu.

Może dlatego je lubię? Bo jest przewidywalne? Proste?

Mój pobyt tutaj się zakończył. Teraz zacznie się wegetacja. Bo zgłębiłem już to miejsce. Nic więcej nowego się o nim nie nauczę. Nie ma tu niczego co mnie interesuje. A przynajmniej tego, co by naprawdę mnie interesowało.


***


Przez ostatnie blisko osiem miesięcy własnie nad tym się zastanawiałem - co naprawdę kręci mój mózg? Czego tak naprawdę poszukuję? Co chcę osiągnąć? Co chcę zrobić potem? Dlaczego to, a nie coś innego? Dlaczego właśnie nie coś innego? Dlaczego ja miałbym to robić?

Opcji było wiele. Najbardziej obiecująco zapowiadały się te związane z językiem. Czy jest coś w języku danej kultury, co sprawia, że staje się ona wyjątkowa? Czy używany język determinuje to, kim jest człowiek? Czy gdyby komuś "zamienić" języki, to czy wpłynełoby to w jakimś stopniu na to kim jest? Czy jest to narzędzie, które umożliwiło uformowanie kultury, czy też jest tak jak się obecnie uważa - że to kultura ukształtowała używany język? Co więc ukształtowało kulturę?

Ciekawie równiez zapowiadało się przekształcenie w kierunku bardziej biologicznym po znalezieniu pytania "A co jeśli tzw. reakcja obronna człowieka na zamarzanie tj. odpompowanie krwi z kończyn wyłącznie do torsu, okazałaby się po prostu szczątkiem kodu genetycznego, odpowiedzialnego za hibernację, tak jak pozostałością jest kość ogonowa?". Ot tak, kiedyś brałem prysznic i mi wpadło to do głowy.

Albo odkryć w którym punkcie w przyszłości nastąpi moment, w którym wszystko pierdolnie, a trzeciej wojny nie będzie tylko dlatego, że nie będzie miał kto o niej pamiętać?

Może jednak naprawdę kręci mnie rozgryzanie każdego człowieka? Tego, co go kształtowało, tworzy i zdeterminuje (albo i nie) kim będzie. Czy jest jakiś sposób na przewidzenie tego? Równanie, wzór, reguła, algorytm, inny mądry matematyczny termin, bo nie znam innych? Jak można poznać człowieka? Jak w 5- nie, w minutę dotrzeć do tych zakamarków jego umysłu, które są dla nas najbardziej użyteczne, bez potrzeby używania typowych środków współczesnej perswazji - rozmowy, łapówek, szantażu, manipulacji, negocjacji, umowy itd.

Chyba jestem blisko znalezienie tej odpowiedzi. A właściwie pytania. Jest dużo związku z czasem, efektywnością, kontrolą. Jest dużo biologii. Jeszcze więcej psychologii. Poznanie inżynierii, może. Zgłębianie kultur, zachowań, dogmatów religii, determinantów zachowań. I cholera wie jeszcze co.

Ale nie wiem co to jest. Nie jest to coś, co sprzedam, ale coś, co da mi cel do zrealizowania. To jest pytanie do zadania. Odkrycie czekające na odkrycie. Jestem na krawędzi odnalezienia tego pytania. Pytania, które zmieni naprawdę dużo.  Coś, co sprawi, że będę mógł wykorzystać ten talent który mam - rozumienie w mig jak działają różne rzeczy, zjawiska, obiekty żywe i martwe na tym świecie, kompletnie ze sobą niepowiązane. Bo skoro ja je rozumiem, i tworzę między nimi sieć zależności, to musi istnieć jakiś związek pomiędzy nimi? Nie chodzi mi tu o jakiś bogu ducha winny gremializm. Ale o... odnalezieniu sensu wszystkiego.

Tylko jakie u diabła pytanie trzeba zadać, aby wszystko zrozumieć?


***


Pobyt tutaj dużo mi naświetlił. Może potrzebowałem tego kraju, może nie. Może to przypadek, może przeznaczenie, że tu jestem, bo decyzja o przyjeździe do Turcji to czy uwierzysz czy nie, to naprawdę był pomysł oparty na przeczuciu po tym, jak zobaczyłem ją na liście. 

Na pewno potrzebowałem odmiany. Widzę, że nowe środowiska szybko mi się nudzą. Tak, Turcja mi się znudziła. Łatwo rozłożyłem ją na części pierwsze, zrozumiałe tylko dla mnie. Teraz ich raczej nie opiszę. Kto wie, czy mi się to kiedykolwiek uda, bo jak powiedział kiedyś na wykładzie dr Olędzki "Są dwa rodzaje naukowców: ci, którzy odkrywają i ci, którzy nauczają. Pierwsi nie potrafią tego co drudzy, drudzy nigdy nie osiągną tego co pierwsi". 

Wierzę, że mam przed sobą dużo pracy. Dopiero potem myślę, że mam do zrobienia coś ważnego. Możliwe, że nie uda się nikomu tego zrozumieć, ale co mnie to. Trzeba czegoś w życiu poszukiwać. Jeżeli czujesz się zaspokojony, to jaki jest sens dalszego życia?

Mój mózg domaga się bardzo ambitnej stymulacji, więc muszę mu takową zapewnić. Dobrze mi z tą wizją tego, co przede mną. Trochę jednak czasu minie zanim zaznam trochę spokoju.

środa, 25 listopada 2009

Internet?

VAR!


***


"Var" to tureckie "jest". Skoro mówię o tureckim "jest", wspomnianym "var", to oznacza, że mam ochotę o czymś napisać. Właściwie to już napisałem. Właściwie to zadałem pytanie i udzieliłem odpowiedzi. Jak wszyscy wiemy...

Dobra, nie mam ochoty nic więcej pisać. Po raz pierwszy od mojego przyjazdu tutaj mam dostęp do internetu we własnym domu. 3,5 miesiąca płacenia komuś za możliwość podłączenia się.

A najlepsze jest to, że za 3-4 tygodnie moje mieszkanie bedzie puste, bo ja zostaję tutaj, a reszta współlokatorów wyjeżdża na Święta. Po tym jak wrócą po 3 tygodniach, zostaną może kolejne 3 tygodnie, jak będziemy mieli egzaminy, a po nich do Polski to nawet ja pojadę.

Dlatego... chcemy już teraz aplikować, aby nas odłączono. Halleluyah!

Czy mi się tylko wydaje, czy ten turecki, absurdalny światek wywarł na nas zły wpływ :)?

niedziela, 22 listopada 2009

Pacman

Tak mnie dzisiaj rozbrojono, o :).

No, to ja wracam do nudzenia się.

niedziela, 15 listopada 2009

Epitafium dla Kabanosa

... i Pamflet na Kanalie.

***

Jest 11.11.2009. Polskie swieto narodowe, czyli moje imieniny. Z tejze jakze rzadkiej w Turcji okazji, pozwolilem sobie na drobna imprezke integracyjna dla wszystkich Erasmusow + paru Turkow, wszystko przy tureckim alkoholu narodowym tj. wodce İstanblue, winku 'Bir adana, bir bedava!' ('Jedno kupujesz, jedno gratis!') i piwie Efes.
Nie myslalem o niczym innym jak jedynie o celebracji naszego swieta narodowego. Jakie wiec bylo moje zdziwienie, kiedy czesc Polakow, Slowacy, Litwini i Emre*, wchodzac do domu, wreczyli mi prezent.
-No jak toto? Co ja mam sie z tym przespac, czy od razu pod respirator lepiej podlaczyc?
-Bir adana, bir bedava!
-Ke?
-No trzymaj i nie malkontentuj.
-Dobra, jak se chcecie.
Pare minut pozniej, zazyczyli sobie publicznego rozpakowania prezentu.
Dziwny papier mieli. Taki jakby plastikiem podklejony. Rozowy. Z kokarda z tego papieru ulozona. Wlasciwie nie tyle kokarda, co bardziej taki wachlarz, o. Wymaga troche wiecej sprytu, ktory na szczescie w stosownym momencie posiadalem.
Otwieram paczuszke. W niej pudlo. W pudle scisnki gazet.
No i kaza szukac w tych gazetach. Posrod cytryny, tampona, fajki, kasztana, prezerwatyw, manadarynki, zelkow, chusteczek, Alca Seltzera**, szklanych serduszek i suchej bulki znalazl sie... kabanos.
Zywiecki. Krakow wyprodukowal.
Ten zapach...
Ale nie. Odlozylem go sobie na sniadanko. Tlusciutki, bedzie jak znalazl. Wrocilem do zabawy.

Rano wstaje, pelen szczescia ide do kuchni przyszykowac sie nalezycie do pierwszej od trzech miesiecy swinki przerobionej na kabanoska. Przygotowalem wiec talerz. Nastawilem wode na herbatke. Chlebek pokroilem i maselkiem posmarowalem. Nastepnie herbate zaparzylem. Poslodzilem.
Ide do pokoju. stawiam na stoliku talerz. Kubek tez. Podchodze do pudelka. Szukam kabanosa.
Szukam. Szukam. I znajduje. Puste opakowanie.
Nadal szukam. Wywalam wszystko na ziemie. Moze sie wyslizgnal? Znowu cytryna, suchy chleb, prezerwatywy, tampony i kasztan. A kabanosa ani sladu.
Do dzisiaj nie wiem kto mi go zjadl.
A naprawde chcialem go sobie zjesc.
Czy nawet w Turcji nie moge w spokoju zostawic swoich rzeczy we wlasnym pokoju na wierchu, zeby za moment nie zniknely?
Nie, nie znalazl sie. A szkoda.

PS Jakiekolwiek pogloski o tym, ze kabanos byl produktem zbozowym, spotkaja sie z moim niewymownym uniesieniem, Maju ;).




* Mniejszosc turecka tegoz zgromadzenia.
** Zwal jak zwal, nie pomogl z rana.

środa, 11 listopada 2009

UWAGA! PENDRIVE!

Nie tak dawno temu, bo wczoraj, i nie tak daleko od miejsca mojego pobytu, bo może z 700 metrów, odbyły się zajęcia, które z pewną dozą prawdopodobieństwa wpłynęły w sposób znaczący na opinię o mnie.



***



Powróćmy wszyscy pamięcią do naszych kochanych zajęć spod znaku „Business English”. Nie mam już sił spisywać wszystkich lingwistycznych nowinek i cudeniek. Tym razem opiszę, jak można zmienić opinię o sobie, i to bynajmniej nie przy użyciu języka mówionego, a pisanego.

Jest sobie prezentacja wprowadzająca nas w tematykę „Writing a business plan”*. Była kiepska, bo za szybka i kompletnie niezrozumiała, to wszyscy wiemy. Lecz nie o tym my tu, a o tym, że mi się... strasznie... spodobała. No dobra, grafika mi się spodobała: takie jakby promienie słoneczne padające z lewego górnego rogu. Delikatne, subtelne, łagodnie wplatające się w ciemny błękit tła prezentacji. No miodzio po prostu, nic, tylko uczyć się to robić i doprowadzać do perfekcji.

Pomyślałem więc sobie: poproszę Ahmeta o pomoc**. Sam nawet zapytał na koniec prezentacji „Czy są jakieś pytania?” to i owszem, odparłem, że są, i zapytałem, czy mogę sobie to cudeńko przywłaszczyć. „Spoko, ziom” - odparł Ahmet.

Wszyscy rytualnie się pośmialiśmy (niektórzy trochę za długo), po czym wstałem i skierowałem swe kroki ku katedrze. Po wejściu nań, podpinam pendrive i...

Po pierwsze, wyświetliłem zawartość pena.

Po drugie, projektor był włączony.

Po trzecie, na lapku widziałem zawartość tego pena.

Po czwarte, ergo - wszyscy ją widzieli.

Trzy pozycje. pmp_usb, oraz dwa foldery.

„Niezbędne na penie”

I „Erotyka”***. 

Zachowując kamienną twarz zminimalizowałem okienko z dyskiem, otworzyłem My Computer, przekopiowałem pliczek bez przywracania okna, wyjąłem pena bez usuwania go bezpiecznie (na Viście wiązałoby się to z zamknięciem okna), po czym oddaliłem się od lapka.

Schodząc z katedry, czuć było... delikatną zmianę atmosfery.


Jak to się tam znalazło, zapytacie? Historia nieskomplikowana, stworzycie ją z powodzeniem sami, szczególnie, jeżeli powiem, że miałem czynny udział w umiejscowieniu tego folderu pod taką a nie inną nazwą na mym flashu :)****. 


Morał: zawsze dwa razy pomyśl przed wprowadzeniem w życie spontanicznego pomysłu.

Have fun :).






* Nadmienię jeno, że odczytana tak jak napisano.

** Ahmeta-prezentera, nie Ahmeta-hydraulika.

*** Brzmi wystarczająco międzynarodowo, nie?

**** Jestem tylko samotnym facetem, daleko od domu, no!

niedziela, 1 listopada 2009

Turcy jako naród

Dzisiaj trochę spoważniejemy.

 

***

 

Parę dni temu trochę się pośmialiśmy. Teraz czas na odrobinę powagi. Bo temat jest poważny.

Pamiętacie ostatnią notkę, prawda? Na zakończeniu trochę poruszyłem temat wolności wypowiedzi o hitlerowskich i komunistycznych treściach.

Przy najbliższej okazji* wypytam pana  Fişne o to, jak to w Turcji jest z mówieniem o tym. Czy jest to jedynie ignorancja wynikająca z niewiedzy, czy też istotnie daleko posunięta wolność wypowiedzi na temat jakże drażliwy w Europie?

 

***

 

Moje podejrzenia są zasadne. Turcja jest krajem, w którym nikt nie wstydzi się powiedzieć, że jest nacjonalistą, że kocha swój kraj ponad inne, a Ataturka miłuje zaraz obok matki i ojca. Jest tak w przypadku zarówno młodych, starszych i najstarszych przedstawicieli społeczeństwa, niezależnie od płci, stanu zawodowego, majątkowego, cywilnego, rzeczywistej orientacji politycznej czy seksualnej albo pochodzenia przodków. Nie prowadziłem żadnych badań statystycznych; po prostu prowadziłem rozmowy z dużą ilością ludzi, wielokrotnie zahaczając o temat nacjonalizmu w Turcji.

Do tego dochodzą obserwacje tego, jak Ci ludzie żyją.

1. Flaga jest Święta. My mamy na przykład posążki Matki Boskiej. Nie będziesz złorzeczył w jej obecności. Nie powiesz na MB złego słowa. Nie podpalisz Jej. Nie spluniesz na MB. Tutaj idzie to dalej, bo mamy do czynienia z materiałem, a nie kamiennym/drewnianym posążkiem. Nie możesz więc gnieść czy miętolić w palcach flagi, deptać jej, kłaść na niej brudnych paluchów, że o ubrudzeniu majonezem nie wspomnę**.

2. Sławetny art. 303 kk. „Zakaz obrażania tureckości”. Niedawno uściślony, i odnosi się do tego, co ma być krzywdzące dla ludzi pochodzenia tureckiego, lub jakoś tak. Nie zmienia to faktu, że istnienie takiego zapisu oznacza, że są w tym kraju ludzie, którzy wolą prawnie usankcjonować cenzurowanie wszelkiej krytyki. A najlepszą formą cenzury jest więzienie.

3. Służba wojskowa jest obowiązkowa dla każdego dorosłego Turka. Trwają jednakowoż podobno prace nad zmianą tego zapisu i wprowadzeniem wyłącznie armii zawodowej.

Turcy są generalnie dumni z poziomu zmilitaryzowania swego kraju. Wojsko to chluba naszego kraju; Siła armii jest siłą Turcji; Turcja to Armia – takie wypowiedzi zapadły mi w pamięć najbardziej.

Pragnę w tym miejscu zwrócić honor obecnym władzom; i poruszyć ważny temat. Kiedyś czytałem gazetę turecką w wersji angielskojęzycznej. „Today's Zaman” bodajże. Premier turecki również powiedział, że siłę Turcji stanowi armia. Dlatego też, aby armia nadal była silna, należy modernizować kraj, aby dać jej solidne oparcie. Dla mnie mistrzowskie posunięcie, bo z jednej strony mówi o tym, że armia jest dla rządu ważna, a jednocześnie zmierza w kierunku zmian. Pytanie, czy ostatecznie rządowi zależy bardziej na modernizacji kraju i armii przy okazji, czy też priorytetem jest armia, a kraj  musi się dostosować, pozostawiam otwartym.

4. Poziom testosteronu idzie wyczuć nosem u każdego Turka. Kobiety zostały dawno zepchnięte na dalszy plan. W życiu publicznym wydaje się, że jedynie faceci żyją w tym kraju. Na ulicach kobieta jest nieomalże intruzem. To kraj, w którym to mężczyźni i ich żądze rządzą.

5. Konfrontacji i kłótni pomiędzy ludźmi widziałem dużo więcej niż rozmów i kompromisów. Nie mówię o bijatykach – tutaj strony rozchodzą się dopiero po obnażeniu kłów, zamiast poprzestać na milczącej ocenie siły.

Demonstracje siły są tu na porządku dziennym. Najlepiej opisać to na przykładzie wyglądu: Koszule z niezapiętym ostatnim guzikiem, aby widać było sweterek na klacie; Jak jest zimniej, to kurtka na wierzch, lecz obowiązkowo rozpięta. ŻADNYCH SZALIKÓW u facetów; Skórzana kurtka, a jak nie to chociaż skórzane buty (do dzisiaj nie zapomnę dzieciaka  z kapturem na głowie, w szarym dresie i spiczastych brązowych pantoflach),  jak ich nie ma, to koniecznie wpuszczona koszula i widoczny skórzany pasek.

A co jak nie skóra? Fura! O tym jak Turcy jeżdżą to może jednak przy innej okazji napiszę. Wyobraźcie sobie jednak jedynie, że np. ulica trójpasmowa w magiczny sposób staje się czteropasmowa, a przy dobrych wiatrach się jeszcze rower i dwa motory zmieszczą. I nie jest to bynajmniej komfortowy widok.

Zarost na twarzy również ma znaczenie, bo mówi o... twojej orientacji politycznej. I tak skromny wąsik jest zarezerwowany dla łagodnych islamistów, prostokącik pod nosem dla konserwatystów, wąsy jak u morsa zaś dla liberałów. Pełne, długie brody nie są mile widziane, bo kojarzą się z fundamentalistami.

6. Wreszcie, życie stadne. Wiem jak to brzmi, ale do tego się to istotnie sprowadza. Ludzie tutaj bardzo ściśle określają z kim się trzymają, a z kim nie. Swój to swojak i ziomek. Obcy to obcy. Niekoniecznie trzeba go gnoić, ale nie ma też istotnego powodu, dla którego miałoby się go lubić. Pamiętacie, jak pisałem o tym, że Turcy w procesie decyzyjnym kierują się odczuciami, a nie logiką? To, co lubią, musi być dobre, a to czego nie lubią musi być złe i w żadnym wypadku nie ma powodu, aby wchodzić z nielubianym obiektem w bardziej skomplikowane interakcje.

Wydaje mi się, że z tego może wynikać owa słynna turecka gościnność. Albo kogoś goszczą, albo nie. Więc jak już, to przychylają nieba swojakom. Nie spotkałem się tutaj do tej pory z kimś stosującym zasadę ograniczonego zaufania (nie znasz tego, z kim masz kontakt, więc należy zachować stosowny dystans dla własnego bezpieczeństwa), czymś, co jest bardzo rozpowszechnione w Polsce. Swoją drogą, niedługo będę paru Turków uczył co nieco na temat, bo powiedzmy, że zapoznali mnie ze sporą liczbą swoich, ale nie moich znajomych, na co niekoniecznie miałem ochotę, siedząc w domu, biorąc prysznic, albo śpiąc o pierwszej w nocy.

Pomówmy teraz trochę o historii

 

***

 

Europa jest przewrażliwiona na punkcie nacjonalizmu. Mamy z nim niemiłe doświadczeni pod postacią Drugiej Wojny Światowej. To było dawno temu, ale ma swoje implikacje do dzisiaj. Bez tej Wojny, nie byłoby Zimnej Wojny, NATO czy Unii Europejskiej. A to, co rozpętało tamte wydarzenia, było właśnie umiłowanie własnego narodu, wiary w jego siłę, a także o jego wyższości.

I Wojna Światowa nic nie zmieniła. To państwa NARODOWE kreowały mapę Europy. Tendencje nacjonalistyczne nawet wzrosły.

W Turcji nie było inaczej. I Wojna przyniosła Turcji Ataturka, a wraz z nim reformy, odnowę i wreszcie modernizację. Turcja nie brała udziału w II Wojnie Światowej. Nie straciła w ciągu paru lat 1/3 swojej populacji jak Polska, nie została upokorzona jak Niemcy, nie utraciła statusu światowego mocarstwa jak Francja czy Wielka Brytania. Nacjonalizm przyniósł im jedynie same pozytywy.

Dlatego właśnie rozumiem sytuację ideologiczną w tym kraju.

Oni nie zrozumieją, jak im powiem, że komunizm upadł 20 lat temu i nie mam ochoty o tym mówić, nawet, jeżeli walnie się do tego jako Polacy przyczyniliśmy. Bo ja wiem, że to nie był tylko Okrągły Stół. Że wiele lat wcześniej to były łzy, pot i krew milionów moich rodaków.

Oni nie zrozumieją, jak bardzo mówienie o Hitlerze porusza serca. Boli. Otwiera rany. Bo chociaż nie byliśmy świadkami tamtych wydarzeń, są ludzie, którzy byli, i zadbali o to, abyśmy nigdy o tym nie zapomnieli i chociaż odrobinę poczuli to, co oni kiedyś.

Nie zrozumieją, że nacjonalizm zaślepia, bo mówi, że już jesteś świetny, jak nie najlepszy. Zachód już dawno jest na etapie, że trzeba się koncentrować na doskonaleniu samego siebie, dla samego siebie; nie spoczywać na laurach, bo zawsze jest ktoś lepszy od ciebie. I mieć w nosie narodowości, własne lub cudze.

 

Krogulczas

 

 

* Pewnie w środę.

** No chyba, że na gwiazdę albo półksiężyc***.

*** Ciekawe, czy keczup by przeszedł na całej reszcie?