niedziela, 9 sierpnia 2009

Red Bull Cliff Diving Antalya 2009

Działo się!

***

Od rana jednak nie wyglądało to tak różowo.

Otóż takie niebo zawisło nad Antalyą.

Może i uroczo wygląda, ale potem zaczęło wyglądać tak:

Tak, zapowiadało się na deszcz.

Chociaż równie dobrze mogło nie padać. Sprawa wygląda na dobrą sprawę tak, że takie powietrze jak w Polsce jest wyczuwalne zazwyczaj przed ulewami, gradobiciami, burzami z błyskawicami i piorunami i przed wejściem do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, tutaj jest takie cały czas. Duszno, duchota i wbijanie noża w powietrze.

Istotnie, padało. 

Oto dowód. Spodnie Jana (to brzmi prawie jak całun turyński). Widzita te dwie kropelki? Orzeźwiające.

Zapewne nasz nowy współlokator się ucieszył:

Widzicie, jaki uśmiechnięty? Nasza książka do tureckiego do czegoś się w końcu przydała  i udało nam się Rudolfa (tak się przedstawił, bo ma czerwony nos) wyrzucić przez balkon.

Co z tego, że sąsiadom z piętra niżej :)?

***

Na same zawody dotarliśmy troszkę spóźnieni. Po pierwsze z powodu brudzia z Rudziem (tak Rudolfa przezwałem; stał się jakiś agresywny od alkoholu potem, dlatego wyleciał przez balkon). Po drugie, ponieważ hakierowałem fińskiego acera, żeby koledzy z północy uzyskali dostęp do internetu. Nie wiem jak to zrobiłem, ale jak do tej pory musiałem hakować komputer swój, dwa po turecku i jeden fiński. Działają i w ogóle, ale to śmieszne uczucie majsterkować z pamięci :).

Wracając do zawodów. Z powodu spóźnienia nasze rezerwacje w sektorze VIP zostały skonfiskowane i rozdane ludowi tureckiego ku powszechnej uciesze publiki.

No, może ta jedna babcia nie była zadowolona. Ale reszta bawiła się świetnie. Poza nami.

Zaczęliśmy szukać jakiegoś miejsca, gdzie możnaby cośkolwiek obserwować. Udało się nam całkiem szybko znaleźć nową miejscówkę. Trzeba było stać, no ale w końcu to nie nasza loża dla VIP-ów. Widok mieliśmy całkiem niezły. Widzicie platformę z napisem "Red Bull"?

O, a tutaj nawet udało mi się złapać skok jednego z zawodników. Którego? Mnie nie pytajcie. 

Ale i tak było fajnie. Utwierdziłem się w przekonaniu, że Holandia jest zajebiście drogim dla Polaka krajem, a Polska krajem zajebiście tanim dla Holendra. No bo kto słyszał o piwie za 3,5 euro (cena w Holandii)? A kto słyszał o piwie za o,5 euro (przeliczenie ceny w Polsce)?

***

Na koniec zaś kolejne zdjęcie w stylu "Gorszego Się Na Najlepsze Wybrać Nie Dało":

Ale ja te górecki bardzo sobie upodobałem.

1 komentarz:

  1. Keep on writing! Miałem napisać komentarz do notki o Ataturku, ale jakoś nie zdążyłem w nawale zajęć literacko-filmowych:) Także krótko: pisz dalej, fotografuj dalej, bo na razie robi się z tego najciekawszy do tej pory projekt podpisany ksywką Krogulczas.

    OdpowiedzUsuń