Problem pojawia się wtedy, kiedy nie idzie z niej skorzystać.
***
Po pierwsze, primo: Jak do tej pory obraz Europy Zachodniej jest dla mnie zatrważający. Jak do tej pory zostałem poproszony o hackowanie (bądź też robiłem to z własnej, nieprzymuszonej woli, ew. przymuszony okolicznościami) komputerów w językach:
- tureckim (szt. 2)
- fińskim (szt. 1)
- włoskim (szt. 1)
- czeskim (szt. 1)
W każdym wypadku chodziło o uzyskanie dostępu do Internetu.
Najbardziej podobały mi się z tego wszystkiego tureckie klawiatury.
Drobna uwaga dla niewprawnego oka:
- "i" to nie "i"
- shift+2 to nie "@"
- shift+3 to nie "#"
Dodatkowo, te, na których pracowałem (ooo, błogosławiłbym powyższą):
- "." to nie "."
- "," to nie ","
- """ to nie """
A innych dowcipów nie pamiętam. Zaprawdę powiadam wam - klawiatura turecka jest gorsza od Efesa. Takie rzeczy istnieją. Może jeszcze się kiedyś takie znajdą ;).
O fińskich cudeńkach niczego mądrego nie wymyślę. Tam działałem z pamięci, bo problem był ten sam jaki miałem u siebie. Co chwila tylko pytałem, czy te kropkowano-kreskowane literki przypominające kopulujące żyrafy to "właściwości", "dodaj", rozłącz" czy też "sieci bezprzewodowe".
Włoski nie był skomplikowany. Chodziło o zainstalowanie jakiegoś klienta torrenta. Łatwizna. "Avanti" jako "kontynuuj" zapadło mi w pamięć :). Potem tylko objaśnić pokrótce o co chodzi z torrentami*, i Matiaa był szczęśliwy z transferem porównywalnym do prędkości wypiętrzania się Himalajów w skali roku.
Czeski szło zrozumieć ;).
Może kiedyś trochę szerzej napiszę o tym, jak to się stało, że YouTube'a w Turcji nie uświadczysz. To będzie porywająca historia o nienawiści i miłości, bitwach i bataliach, dumie i dupie, a wreszcie (bo jakżeby inaczej) o Ataturku.
Jak macie jakieś ciekawe doświadczenia z dnia dzisiejszego, to chętnie sobie o nich poczytam ;). Śmiało! Zapraszam do komentowania.
*o! nauczyciele mego angielskiego! wybaczcie za gramatyki, jakich wtedy używałem**!
**W sumie, wybaczcie mi za moją gramatykę non-stop. NON-STOP. Tu się inaczej nie da, aniżeli "I to Olympus. I. No. No to Olympus. No. Olympus. No. Money. Back. Back. Money." W formie rozwiniętej, wyglądałoby to mniej więcej tak (przekład z angielskiego):
"Biorąc pod uwagę moje oparzenia słoneczne jakich w przeciągu ostatnich paru godzin się nabawiłem, ja, Bartłomiej Krogulec, powziąłem decyzję następująca, ktorą wszem i wobec ogłaszam, a kieruję ją głownie do Pana, Szanowany Panie Autobusowy Kierowco (dalej, w skrócie: SZPAK).
Nie jadę do żadnego Olympusa. Dawaj pan kasę, bo Panu zapłaciłem jakbym tam jechał, ale tam nie jadę. Money. Back. Back. Money."
SZPAK pokiwał uprzejmie głową i zaczął germańską gwarą gaworzyć. Jakby nie interwencja dwóch simpatico Italiano, to w życiu bym swoich 10 lir z powrotem nie zobaczył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz