środa, 19 sierpnia 2009

Dlaczego nie polubię tutejszej muzyki?

To jest proste jak teoria superstrun.

***

Obserwacja #1: Muzyka tutaj jest zupełnie inna. Mówię o tej, którą słyszę w głośnikach we wszelkich lokacjach: samochodach, autobusach, ulicach, szkołach, lokalach i dyskotekach.

Wniosek #1: Przyrównywanie jej do czegokolwiek jest bezcelowe.

Wniosek #2: Jeżeli nikt by jej nie lubił, nie byłaby puszczana. Ponieważ jest puszczan TYLKO ona, wszyscy TYLKO jej słuchają. Ponieważ człowiek ma wolną wolę, można uznać, że słuchają jej z własnej chęci.

Obserwacja #2: Turcy wyrażają sie o niej pochlebnie. Tematyka nie jest skomplikowana. Rozmawiałem akurat wieczorkiem z jednym Turco-simpatico, w tle leciała muzyka. Na pytanie: "A o czym on właściwie śpiewa?" Turco-simpatico z rozmarzonym wzrokiem wbitym w niebo, odparł "O tym co zawsze - o miłości..."

Hipotetyczna odpowiedź na pytanie tematu: To nie moja kultura.

***

Chociaż jest to odpowiedź więcej niż oczywista, zacząłem się nad nią dzisiaj głębiej zastanawiać w autobusie, będąc drodze na uniwerek i odrabiając zadania domowe.

Tutaj nie uświadczę cięższego brzmienia Three Days Grace, Iron Maiden, Disturbed. Żadnego metalu, punk rocka czy hardcore. Rap, hip-hop czy nu-rock to tu jedna ryba. Santana i Metallica są tu w jednym worku.

Moim zdaniem to dlatego, że taka muzyka w Turcji dopiero się rozwija. Jest trendem młodym w społeczeństwie, które od wieków piętnowało indywidualizm, ceniąc dostosowanie sie do grupy (głównie rodziny). W krajach Zachodu za to od dziesiątek lat widać nieustanną dążność do tworzenia czegoś, co wybije jednostkę ponad tłum, zwyczajność, codzienność i powszechność. Europa ma z tym wieloletnie doświadczenie kulturowe, Turcja dopiero raczkuje.

Dlatego też nie pozostaje mi nic innego, jak spróbować poznać O CZYM śpiewają. Tak jak u nas liczy się forma przekazu (ciężko, melodycznie, drmatycznie, z gracją, poetycko itd.), tak tutaj sama idea śpiewania o własnych uczuciach jest czymś zupełnie nowym. Nieważne, jak. Ważne, żeby śpiewać i grać, tworzyć i odkrywać, otwierać się i poznawać swoje wnętrze od zupełnie nowej strony.

Tak jak to widzę. To tylko hipoteza. A jak Wy uważacie? Z czego jeszcze może wynikać zupełnie inne podejście do muzyki w innej kulturze?

1 komentarz:

  1. ... napisał przybysz z kraju, w którym jak mniemam Disturbed leci w radiu na okrągło, a wokaliści popowi nie śpiewają o miłości:) Słuchaj, ja żeby zaznać podobnych odczuć jak Ty nie musiałem się nawet z domu ruszać, bo zaczęło mi to już przeskadzać w gimnazjum. O tym, jak Zachód stawia na "wybijanie się ponad powszechność" i indywidualizm można się przekonać słuchając Eurowizji(chociaż to boli). Ameryka też notuje notoryczny zjazd formy: patrz Madonna -> Britney -> Lady Gaga("Poker Face" i "Just Dance" jeszcze były fajne, bo stawiały na elektronikę, ale jej ostatnie single to jakieś żenua.) Nie, nie ma żadnych "nas" jeżeli chodzi o "grację" i "poetyckość" przekazu(wyguglaj sobie dla przykładu "Czy ten pan i pani" Ani Wyszkoni albo "Coś za coś" Natalii Lesz). Jednym słowem, swój niesmak mógłbyś przy odpowiednim nastawieniu przeżyć równie dobrze tu, na miejscu, przez co Twój post odbieram jako dość dziwny. Dixi.

    OdpowiedzUsuń